wtorek, 4 lutego 2014

Tośka: Konie w moim życiu

Po napełnieniu starych wiader paszą, otrębami i dodatkami dla niektórych koni wychodzę zpomieszczenia gospodarczego i idę na jakby "obchód". Rozdaję jedzenie i sprawdzam stan boksów i koni. Nasza stadnina nie ogranicza się tylko do ośrodka jedzieckiego, mamy tu też schronisko dla maltretowanych i porzuconych koni, którym pomagamy po trudnych przejściach i znajdujemy im nowe domy. Do tego prowadzimy pewnego rodzaju przychodnię dla koni prywatnych właścicieli, którym pomagamy w takich przypadłościach jak strach przed wsiadaniem do przyczepy i innych takich. Wykorzystujemy do tego alternatywną medycynę polegającą na indywidualnym podejściu do każdego konia i do wytworzenia z nim relacji. Polegamy też na naturalnych ziołach i produktach, które potrafiązdziałać więcej niż tradycyjne metody. Rozpoczęła to babcia, spisywała to wszystko w książkach, po jej śmierci tata to kontynuował, a teraz, gdy i on zmarł, zadanie przeszło na mnie, choć zazwyczaj polegam tylko na ich zapiskach, nie sądzę by dało się wymyślić coś więcej. Aktualnie mamy w stadninie trzy własne konie, dwa od prywatnych właścieli i pięć w ramach schroniska. Konie, które należą do szkółki naturalnie do nas nie należą, bo są tych, którzy uczą się tutaj jeździć. Podchodzę do boksu mojego Oriona, który wita mnie wesołym parsknięciem, głaszczę go lekko po łbie i częstuję go miętusem, po czym opuszczam jego boks z uśmiechem na ustach. Postanawiam, że popołudniu zabiorę go na przejażdżkę. Dalej idę do boksu gdniadego kuca Fiorda, który został przywieziony do nas tydzień temu w tragicznym stanie, wychudzony, z licznymu obrzękami. Właściciele go maltretowali, a potem wyprowadzili się z domu zostawiając go w szopie bez jedzenia, z brudną wodą, znaleziono go po trzech dniach, ledwo oddychał. Dziś wygląda już o niebo lepiej, choć wydaje się być przygnębiony, co widać w jego zamglonym spojrzeniu. Na mój widok się ożywia i cicho parska, śmieję się, gdy trąca mnie łbem w rękę, w której trzymam wiadro z jego jedzeniem. Dodałam do niego łyżkę miodu, by dodał mu trochę energii w tym trudnym dla niego czasie, bo nadal jest jeszcze słaby, ale gdy w końcu będzie dość silny zaczniemy nad nim pracować, by mógł znaleźć nowych, lepszych od poprzednich właścicieli. Chwytam jeszcze za szczotkę i czyszcząc jego sierść, podczas, gdy on je, zaczynam mu śpiewać piosenkę, której wieki temu nauczyła mnie babcia. Co jakiś czas Fiord dorzuca swoje ciche rżenie, przez co zaczynamy stanowić świetny duet.
- Może wystąpimy w następnym "Mam Talent"? Co ty na to? Czeka nas świetlana przyszłość, będziesz superpopularnym kucem - Mówię do konia i uśmiecham się, gdy parska, jakby się zgadzał. Głaszczę go jeszcze po łbie i wychodzę zostawiając go, by rozważył moją propozycję. Resztę jedzenia roznoszę już szybciej zatrzymując się tylko w boksie czarneg kuca szetlandzkiego Syriusza, by posmarować jego bok mąścią z arniki na zmniejeszenie obrzęku. Odkąd tu jest, na pastwisku kuc nie odstępuje na krok mojego Oriona i zachowuje się prawie jak jego pies, stąd jego imię, Syriusz. W mitologii Syriusz był psem Oriona, później zostali zamienieni w gwiazdy, a trzeba też wiedzieć, że i kuc szetlandzki i Orion mają na głowach urocze gwiazdki białej barwy. Ostatnim, którym muszę się jeszcze zając przed obiadem jest Forteca, który został do nas przywieziony parę dni temu. Jest to masywyny koń zimnokrwisty, który jest naprawdę dziki, nikt nie może go dotknąć jeżeli ci na to nie pozwoli przez trącenie cię pyskiem i trzeba go codziennie wypuszczać na pastwisko, bo nie ma zamiaru jeść tego, co mu się przygotuje. I zawsze patrzy na ciebie tym dzikim, wyniosłym spojrzeniem. Sięgam po uzdę i lonżę i patrząc w jego stałe spojrzenie czekam, aż w końcu trąca mnie pyskiem i mogę mu założyć uzdę, potem prowadzę go na ogrodzony kawałek pastwiska przeznaczony tylko dla niego, gdyż ostatnio, gdy puściliśmy go wolno to przeganiał pozostałe konie, a na dodatek z czystej złośliwości nam zbiegł. Skąd pewność, że to złośliwość? Bo wrócił dwie godziny później rżąc jakby był z siebie niesamowicie dumny. Po tym wydarzeniu nie mając większego wyboru robimy to, co nam każe, co musi być niesamowicie zabawne dla innych ludzi. W ogrodzonym kawałku ziemi zdejmuję mu uzdę i upewniam się, że furtka jest zamknięta, gdy zmierzam w stronę domu, po drodze spotykając Adama tak samo zamyślonego jak wcześniej. No to czeka mnie wesoły dzień. Nie ma co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz